Nowy Nissan GTR (2015)

Nissan ogłosił aktualne ceny w USA na 2015 rok dla modelu GTR.

Galeria

Zapraszamy do galerii

Filmy

Zapraszamy do oglądania

Mercedes AMG GT C

Już w tym miesiącu podczas Paris Auto Show zobaczymy dwie wersje AMG GT oraz AMG GT C roadster, auto powstało na bazie dobrze nam znanego dwu drzwiowego coupe. Przednia część auta mocno nawiązuje do prezentowanego już w tym roku AMG GT R. W przypadku obu roadsterów otrzymamy miękki dach, który będzie sie otwierał w 11 sekund przy prędkości maksymalnie wynoszącej 50 km/h.

W podstawowym modelu będziemy mieć do dyspozycji 476KM i 630NM połączone z 7 biegową skrzynią dwu sprzęgłową przekazującą napęd na koła tylne. Do dyspozycji będą 4 tryby jazdy comfort, sport, sport+ i individual. Tylny spojler będzie aktywny i będzie się wysuwał w zależności od prędkości i trybu jazdy w jakim się znajdujemy. Przyśpieszenie 4,0s 0-100 km/h.

Wersja AMG GT C będzie mocniejsza, nie tylko od podstawowego roadstera, ale także od wersji Coupe AMG GT S. Silnik będzie generował teraz 557KM i 680NM oraz pozwalał na przyśpieszenie w 3,7s do 100 km/h. Całość zostanie osadzona na 19" calowych kołach, a w opcji nawet 20". W standardzie będzie się znajdować adaptacyjne sportowe zawieszenie. Tryby jazdy poza wspomnianymi przy podstawowej wersji rodstera będą wzbogacone o jeszcze jeden nazwany race. Tylna część nadwozia jest szersza o 57 mm od podstawowej wersji i nawiązuje swoim kształtem do AMG GT R. Modele GT i GT C roadster mają pojawić się w sprzedaży na jesień 2017. Cena na tą chwilę nie została jeszcze oficjalnie podana.

Aston Martin DB11

Najnowszy, długo oczekiwany model Aston Martina, samochód który po trzynastu latach ewolucji poprzednika (Trzynastu! To chyba z trzysta lat w kategoriach ludzkich), debiutuje pod nowym zarządem marki, wsparty na nowym aluminiowym podwoziu, zasilany nowym turbodoładowanym silnikiem, moc z którego jest prowadzona przez nową ośmiobiegową skrzynię automatyczną, wspierany przez całą armię mniejszych i większych części dostarczonych głównie przez nowego sojusznika technologicznego, niemiecki koncern Daimler. Z zupełnie nowym stylem i bezprecedensowymi technologiami to być może najbardziej znaczący, przełomowy model w 103-letniej historii marki, i ten który ma zdefiniować następne 103 lata.

Na DB11 zaczyna się era Aston Martina należąca do Andy’ego Palmera. Rezolutny Brytyjczyk porzucił swoją ciepłą posadkę w Nissanie, by pod koniec 2014 roku przyłączyć się do zagubionego od wielu lat, przez niektórych już spisywanego na straty Aston Martina. Przez ten czas udało mu już się przyspieszyć rozwój nowej fali modeli, zaplanować poszerzenie zasięgu rynkowego o kolejne segmenty, rozpocząć budowę drugiej fabryki marki i zawiązać współpracę z Mistrzami Świata F1 Red Bull Technologies, by z ich doświadczeniem stworzyć najszybszy na świecie samochód dopuszczony do ruchu drogowego. Po odgrzewaniu tego samego kotleta od przeszło dekady, nowa odsłona marki jest po Kuchennych Rewolucjach: obiecuje ogromny postęp w krótkim czasie, w postaci odświeżenia całego portfolio i poszerzeniu go o kolejne modele od roku 2021 (pokroju SUV-a DBX oraz niedawno pokazanego, kosmicznego AM-RB 001).

To wszystko zdarzy się jednak wyłącznie pod warunkiem, że DB11 będzie dobry. Są ku temu dwa powody. Po pierwsze, tak jak do tej pory wszystkie modele marki były wsparte na powyciąganej lub poskracanej płycie podłogowej VH modelu DB9, tak wszystkie przyszłe Aston Martiny będą bazować na debiutującym z DB11, jeszcze nienazwanym podwoziu. Co jednak jeszcze ważniejsze, by kontynuować prace nad tą całą kompleksową gamą nowych modeli, Brytyjczycy potrzebują pieniędzy, które mają nadzieje zdobyć właśnie ze sprzedaży DB11. W kuluarach centrali marki w Gaydon o strategii tej nieoficjalnie mówi się „shit or bust”, co dla zachowania wizerunku firmy przetłumaczmy na „wóz albo przewóz”…

Dla wszystkich osób zaangażowanych w ten projekt DB11 był ich dziełem życia. Nie chodzi tylko o Andy’ego Palmera, ale i Marka Reichmana, który wcześniej stworzył ponadczasowego Rolls Royce’a Phantoma i nieprzeciętnego Aston Martina Vulcana, a przed którym teraz postawiono niewyobrażalne zadanie zaprojektowania następcy dla DB9, przez wielu uważanego za najpiękniejszy samochód na świecie. Szef rozwoju produktowego Ian Minards dostał za to zlecenie na zbudowanie pierwszego turbodoładowanego silnika w historii marki. By ustawić podwozie tego samochodu, legendarny w swoich kręgach Matt Becker opuścił Lotusa po 26 latach pracy w tej firmie, w czasie których wyniósł ją do pozycji światowego guru inżynierii.

Gdy świat ujrzał DB11 po raz pierwszy na targach genewskich w marcu, wiedział już, ze przynajmniej jeden z wymienionych poradził sobie ze swoim zadaniem – Marek Reichman. DB11 może wymagać chwili przyzwyczajenia, ale to tylko ze względu na bardzo świeże i kreatywne podejście do klasycznych motywów Aston Martina. Minie trochę czasu, zanim odważny styl przodu i tyłu będziemy utożsamiać z językiem stylistycznym tej marki, ale jeden rzut oka na sylwetkę utwierdza w przekonaniu, że to projekt wyjątkowej urody. Siła projektów Marka leży w proporcjach i wykorzystaniu niezmiennego od dwóch i pół tysiąca lat złotego podziału. Tu jest mu podporządkowane wszystko, od stosunku powierzchni przeszklonych do karoserii, po takie szczegóły, jak wysokość, na której umieszczono przetłoczenie biegnące wzdłuż boku.


Wozy Aston Martina zawsze były znane ze swoich wybitnych właściwości estetycznych, ale tym razem bardziej niż kiedykolwiek wcześniej dział designu marki musiał wziąć pod uwagę także kwestie technologiczne. Dzięki bardzo przemyślnemu ukierunkowaniu powietrza wokół nadwozia jest ono niesamowicie wydajne aerodynamicznie. Te małe otwory wentylacyjne ciągnące się za kołami przedniej osi pomagają utrzymać odpowiednie ciśnienie we wnękach, podczas gdy powietrze połykane za słupkami C kierowane jest tunelem do tyłu nadwozia. Tam jest wyrzucane przez wąską listwę pionowo do góry, generując potężny docisk bez oporu aerodynamicznego, ani nawet żadnych spojlerów, które zaburzałyby czyste linie projektu.

Z nadwoziem DB9 miał jednak najmniejsze problemy – upływ czasu był najbardziej dotkliwy w kabinie. DB11 wreszcie nadrobił stracony czas i po przeszło dekadzie niezdarnej obsługi małymi guziczkami i przeterminowanej nawigacji Garmina, nowy Aston jest na bieżąco ze wszystkimi cyfrowymi trendami dzięki systemowi bazującemu na interfejsie Comand Mercedesa. Dokładając do tego jeszcze parę jubilerskich zdobień, wysokiej jakości skórę i wstawki z włókna węglowego w stylu high-tec, Brytyjczykom udało poczynić się w środku ogromny krok naprzód, zachowując jednocześnie autentycznego ducha Aston Martina. Centralna część kokpitu przejęła rozkład znany z ostatnich modeli z rzędem przycisków obsługujących skrzynię biegów, ale ciekłokrystaliczny wyświetlacz zamiast tradycyjnych zegarów i dotykowy gładzik obsługujący mapę sprawiają, że DB11 robi wrażenie przynajmniej o dwie generacje nowszego od DB9.

Twórcy tego modelu byli postawieni przed ogromną liczbą wyzwań, ale dostali w prezencie też jedno znaczące ułatwienie. Zaczynając od czystej kartki papieru, mogli ustalić sobie wymiary i rozmieszczenie każdego podzespołu z milimetrową precyzją. Przyniosło to świetny rezultat z zewnątrz, ale jeszcze lepszy w środku. Pod tym względem DB11 to w końcu pełnowymiarowe GT, z akceptowalną ilością miejsca dla czterech osób i bagażu na weekendowy wypad. Najnowszy z rodu DB powraca tutaj do korzeni, zbliżając się do wspaniałych DB4 i DB5, które były właśnie nie wozami sportowymi, a luksusowymi coupe na kontynentalne wojaże. DB11 ma w swojej naturze zaszczepione gran turismo – to efekt nowej strategii modelowej marki, w której linia DB będzie bardziej oddalona od rodzin Vantage i Vanquish, które skompletują gamę na przestrzeni następnych trzech lat. DB11 będzie najbardziej zrelaksowanym i wszechstronnym modelem w cenniku. Nie jest stworzony do wyścigów z Porsche 911 Turbo czy Ferrari; to wymowne, że żaden Aston Martin wcześniej nie był ustawiony tak miękko, nawet czterodrzwiowy Rapide. Już po pierwszych metrach wydaje się, że żaden nie miał też tak silnie wspomaganego układu kierowniczego. Próżno tu szukać hamulców ceramicznych, a stalowe tarcze są chyba najsłabszym ogniwem w tej układance – lewemu pedałowi brakuje wyczucia i precyzji działania. Trzeba też pamiętać o tym, że ośmiobiegowy automat ZF został tu wybrany ze względu na płynność swoich działań, który co prawda jest wolniejszy od skrzyni dwusprzęgłowej, ale unika jej szorstkich i głośnych szarpnięć zdarzających się przy powolnej jeździe.

Oczywiście, przy tak sztywnej konstrukcji, wielkiej mocy i mądrej elektronice pozwalającej skutecznie przenosić ją na tylne koła, jazda z wielkimi prędkościami dalej jest żywiołem DB11, nawet jeśli nie stanowi on ostatniego słowa pod względem zaangażowania czy precyzji podczas prowadzenia – od tego będą inne modele marki, które pojawią się wkrótce. Nie ma jednak żadnych powodów do zmartwień – to, co dostajemy w zamian, jest być może nawet lepsze: to najprzyjemniejszy i najbardziej subtelny w obyciu Aston Martin, jaki dotychczas powstał. Nasza trasa testowa prowadząca przez piękne otoczenie Toskanii mogła być pełna skruszałego od południowego słońca nierównego asfaltu i niewdzięcznych nawrotów pnących się po stromych zboczach, ale nic nie mogło zagrozić dostojności i spokoju DB11.
Nowy Aston Martin wydawałby się nawet zbyt przewidywalny i zrównoważony, gdyby nie silnik, który przywraca tu dużo ze znanej z prawdziwych superaut dzikości, budującej prawdziwie nieprzeciętne wrażenie. Pierwsze podejście Aston Martina do silników doładowanych od razu jest jednym z najlepszych w całym przemyśle. Pomimo obecności układu twin-turbo, zupełnie nowe 5,2-litrowe V12 jest wszy
stkim tym, czego oczekiwalibyśmy od takiej jednostki: ma wielką moc, zażyle reaguje na każdy ruch przepustnicy, jest skora do zabawy, dalej potrafi wywołać ciarki na plecach tylko swoim dźwiękiem. Motor ten jest jedną z najjaśniejszych stron DB11 i jedną z najlepszych propozycji w segmencie wozów sportowych do miliona złotych.

W skali od jednego do dziesięciu, DB11 dostaje… 11. To samochód, dzięki któremu cały Aston Martin zanotował (i dalej będzie notował) ogromny postęp na wszystkich frontach. Dla końcowego odbiorcy oznacza to, że dostaje narzędzie do podróżowania w niezrównanym komforcie i stylu, niedostępnym wcześniej nawet u Aston Martina. To właśnie takiego samochodu Andy Palmer potrzebował – ze względu na to, jaki jest dobry, ale i wobec niekwestionowanego sukcesu komercyjnego, który ten model już odnosi. Zanim za kilka miesięcy pojawi się w salonach, już teraz sprzedano ponad dwa tysiące sztuk nowej gwiazdy Gaydon.

Silnik benzynowy, V12, 5204 cm3, twin-turbo
Moc maks. 608 KM@6500 obr./min.
Maks. moment obr. 700 Nm@1500-5000 obr./min.
Skrzynia biegów automatyczna, 8-biegowa
Prędkość maks. 322 km/h
0-100 km/h 3,9 s
Napęd na koła tylne
Masa 1770 kg
Nadwozie (dł./szer./wys.)   4739/1940/1279 mm
Pojemność bagażnika 270 l
Cena 249,295 €